Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży - Włóczykij

ProgramBiletyNoclegKontakt / OrganizacjaKino Gryf

Afryka Nowaka - wyprawa szlakiem Kazimierza Nowaka. Relacja z etapu konnego

Krótko przed zakończeniem etapu "19 i 1/2 - KapTOUR!" wyruszył etap konny sztafety, przez Namibię. Anna Grebieniow, Jagoda Nowak, Klaudia Lipińska-Wierzbicka, Jonasz Wierzbicki, Tomasz Bielawski i Łukasz Wierzbicki - najbardziej niecodzienna drużyna, jaka kiedykolwiek podążała tropem Kazimierza Nowaka - ruszyli konno szlakiem wytyczonym przez poznańskiego podróżnika oraz jego czworonożnych kompanów, Rysia i Kowboja. Na stronie Afryki Nowaka powoli pojawiają się relacje z tej wyprawy. Poniżej przedstawiamy pierwszą część tejże.

"Nie ma co porównywać. Nasza przygoda trwała pięć tygodni, a nie pięć lat. Przejechaliśmy konno jedynie fragment szlaku, który w siodle przemierzył Kazimierz Nowak. A jednak każdy, myślę, z uczestników naszego etapu podpisałby się pod słowami wielkiego podróżnika: Skończyła się moja afrykańska podróż, ale nie skończyła się dla mnie Afryka. Fizycznie jestem poza nią, lecz żyje ona wciąż jeszcze we mnie i zapewne żyć będzie długo.

Skończyła się podróż. Czas siąść, postawić na stole miseczkę z biltongiem, napełnić kielich likierem z maruli i zdać relację, długą i barwną, o tym, co spotkało nas podczas tych słonecznych i radosnych pięciu tygodni w Namibii ("no, wreszcie, ileż można czekać!", zakrzykną pewnie niektórzy).

Naszą opowieść należałoby rozpocząć w dniu 20 czerwca 2011 roku, kiedy to zjawiliśmy się w Namibii i z marszu zawojowaliśmy Windhoek, stolicę kraju. I nie mam tu na myśli li i jedynie entuzjastycznej wizyty w Muzeum Narodowym, o której pisałem w relacji "Gobabis? Tam nic nie ma" z 23 czerwca, ale furorę, jaką zrobiliśmy wspólnie z Jonaszem na ulicach miasta. Jeżeli jesteś mężczyzną, wybierasz się do Afryki i chciałbyś, by afrykańskie kobiety oglądały się za Tobą, uśmiechały z daleka, mam dobrą radę: weź z sobą niemowlaka i opiekuj się nim troskliwie. Facet noszący przy piersi lub na plecach dziecko to w afrykańskiej tradycji rzecz niespotykana, acz budząca olbrzymią sympatię!

22 czerwca udaliśmy się z Windhoek do oddalonego o 200 kilometrów miasteczka Gobabis, skąd planowaliśmy ruszyć na południe na poszukiwanie farmy Gumuchab, z której Kazimierz Nowak w sierpniu 1934 roku wyruszył wierzchem w kierunku granicy z Angolą. Zanim jednak trafiliśmy do Gumuchab, zanim dosiedliśmy koni i pokłusowaliśmy śladem podróżnika, spośród zatopionych w półmroku korytarzy Domu Spokojnej Starości w Gobabis wyłoniła się szczupła, wysoka sylwetka Coena Meyera, menadżera pensjonatu.
- Jak mogę wam pomóc? - spytał z życzliwym uśmiechem.
I to był początek naszej przygody.

Skierowaliśmy swe kroki do Domu Spokojnej Starości, albowiem w tym właśnie miejscu Kazimierz Nowak odpoczywał po tygodniowej kawalkadzie. W owym czasie znajdowała się tu misja katolicka, a honory gospodarza sprawował ojciec Johannes Dohren, postać wręcz legendarna, patronująca dziś jednej z ulic miasta oraz szkole w pobliskim Gunichas. Wpis ojca Dohrena w nowakowym pamiętniku oraz zdjęcie budynku misji, na którym widać nieistniejącą już wieżę zelektryzowały pracowników domu.
- Oprawię te zdjęcia i umieszczę w specjalnej gablocie razem z waszą tabliczką. - Ucieszyła się Susan, starsza stażem pielęgniarka, na widok podarunków.

Najstarsza pensjonariuszka domu na widok archiwalnej fotografii pokręciła głową.
- Nie przypominam sobie, by w tym miejscu stała wieża kościelna, ale to możliwe, w latach 30. mieszkałam jeszcze w Angoli, do Gobabis przyjechałam dopiero sześćdziesiąt lat temu.

Czy to z wdzięczności za przywiezienie niezwyczajnych pamiątek, czy ze zwyczajnej serdeczności, Meyer postanowił pomóc nam w realizacji jeździeckiej misji. Siadł za biurkiem, chwycił za telefon i zaczął obdzwaniać bliższych oraz dalszych znajomych. Niestety nikt nie słyszał nigdy o Gumuchab, ani też nie posiadał koni, które niczym Ryś i Kowboj przed 77 laty Kazimierza Nowaka, przeniosłyby nas na swych grzbietach z tajemniczej farmy do Gobabis.
- Zajrzyjcie do weterynarzy - poradził Meyer żegnając się z nami w drzwiach swego biura ? oni mają wielką mapę z nazwami wszystkich farm w całym dystrykcie. Na pewno odnajdziecie na niej Gumuchab.
- Gumuchab? - Rozległ się niespodzianie cichy głos w głębi korytarza. - Znam to miejsce.

Jacobus von Schalkwyk, drobny staruszek lat 92, siedział w fotelu pogrążony w lekturze książki traktującej o skamienielinach południowej Afryki.
- Gumuchab... - westchnął i wskazał ołówkiem miejsce na mapie. - Kiedyś mieszkał tam farmer o nazwisku Wisniewski. Pamiętam go. Znał się na koniach, słynął z dobrych stajni. Wyprowadził się wiele lat temu. Ziemię kupił od niego Bertus von Schalkwyk, ale nie zastaniecie go, bo mieszka w Walvis. Gumuchabem zarządza jego bratanek, Gert Olivier, z nim musicie rozmawiać.

Otoczyliśmy staruszka ciasnym pierścieniem i wstrzymaliśmy oddechy w nadziei, że opowie cokolwiek więcej, ale Jacobus von Schalkwyk ignorując nasze niecierpliwe spojrzenia pochylił się nad książką i niewzruszony pogrążył na powrót w lekturze. Widać szczątki organizmów zachowanych w skałach zajmowały go bardziej, niż banda dzieciaków i jakieś błahostki. Jedyne, co nam pozostało to wziąć jego słowa za dobrą monetę i pożegnawszy serdecznie menadżera Domu Spokojnej Starości udać się do Ośrodka Badań Weterynaryjnych.

Weterynarz Tomek miał nadzieję spotkać się tam z afrykańskimi kolegami po fachu, reszta ekipy odnaleźć wspomnianą mapę, a na niej położenie farmy Gumuchab. Nikt z nas nie podejrzewał nawet, że przeznaczenie pcha nas w miejsce, w którym spotkamy wielkiego przyjaciela sztafety śladem Kazimierza Nowaka, starego znajomego, człowieka, który pomoże rozwiązać wszystkie nasze problemy."

Łukasz Wierzbicki

na Wóczykiju 2010

Wyszukiwarka WŁÓCZYKIJA

WYSZUKAJ WEDŁUG FRAZY LUB DATY

wybierz datę:

podaj rodzaj sortowania:

z tekstem w nazwie lub autorze:

WYSZUKAJ WEDłUG KATEGORII

wybierz kategorię:

wybierz numer festiwalu lub zaznacz inne pokazy:

podaj rodzaj sortowania:

WYSZUKAJ VIDEO

wybierz numer festiwalu lub zaznacz inne pokazy:

podaj rodzaj sortowania:

POLECAMY