Włóczykij

Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży - Włóczykij

Przemek Lewandowski - W krainie gryfińskich jezior

Niecałe 10 km na wschód od Gryfina roztacza się niezwykła kraina jeziorek, bagien i rozlewisk. Nie nosi ona jednej konkretnej nazwy i do wielu jej miejsc nie prowadzą żadne drogi lądowe. Nie do końca rozpoznana, nierzadko tknięta ludzką stopą, stanowi idealną propozycję dla miłośników dzikiej przyrody. Wczesną wiosną, kiedy poziom wód jest szczególnie wysoki, pojawią się dodatkowe atrakcje. Na obszarze krainy tworzą się akweny, których na darmo możemy szukać na mapie. To wymarzony teren dla kajakowych "freeriderów".

Eskapadę "Krainą gryfińskich jezior" rozpoczęliśmy w okolicach Chwarstnicy. Kilkaset metrów od zlikwidowanego już traktu kolejowego zrzuciliśmy swoje żółte wehikuły do wody i na dobry początek ruszyliśmy Jeziorem Wełtyńskim w kierunku trzech wysp - Ptasiej (zwanej również Małą), Dzikiej oraz Koźlej. Wełtyńskie jest na tyle rozległym zbiornikiem wodnym, że płynąc pod wiatr i wbijając się dziobem pod duże fale, można nabrać od razu sporo wody do kajaka. Ale dobrego, porannego orzeźwienia nigdy za mało. W międzyczasie wpływaliśmy w korytarze trzcin, aby w ich zaciszu posłuchać krzątających się w gąszczu ptaków, zjeść śniadanie i napić się.

Następnie szwendaliśmy się po wełtyńskich wyspach. Pierwsza połowa kwietnia to doskonała ku temu pora. Nie są one zbyt mocno porośnięte roślinnością. Można zajrzeć i spenetrować niemal każdy zakątek. Z drugiej strony rozpoczyna się już spory ruch w przyrodzie. W przybrzeżnych szuwarach, na drzewach i w krzakach rozpoczęło się ptasie koncertowanie. Nurkuje perkoz, spod nóg wyskakują dzikie kaczki - najczęściej na spotykany przez nas po drodze, obok łabędzi, gatunek ptaków.

Wczesna wiosna na wyspach oznacza również niewielką ilość ludzi. W sezonie wypoczywają dziesiątki wczasowiczów, którzy zaszywają się w leśnych domkach w poszukiwaniu ciszy. Tymczasem po wyspach hula echo i tylko gdzieniegdzie krzątają się pojedyncze osoby. Jakiś człek w oddali repetuje okna, ktoś pali liście w ognisku. Niegdyś obiekty na wyspach należały do różnych zakładów m.in. do Polskiej Żeglugi Morskiej czy do zarządu jednej ze szczecińskich szkół budowlanych. Obecnie domki są systematycznie przejmowane przez osoby prywatne.

Najbardziej atrakcyjną z wysp, na której znajdziemy liczne pozostałości po osobliwej kulturze PRL-u, jest... Dzik. Wyspa jest miejscem szczególnie klimatycznym i idealnym na fotograficzny plener. Znajduje się tutaj żywy skansen pełny rekwizytów z czasów Polskiej Republiki Ludowej. Ośrodek na wyspie Dzik należy niezmiennie od lat do nieśmiertelnej organizacji PSS Społem. W latach 70. odbywały się w nim nawet całkiem spore imprezy, po których niemym świadkiem są m.in. ruiny amfiteatru. Czy ktoś jeszcze pamięta, że na tutejszej scenie występowała Anna Jantar? Szkielety neonów, rzeźby z metalowych rurek, aleje ozdobione lampami, reklamy sklepu mięsnego Pszczółka Maja czy samów Bartek, Bolek oraz Maciek. Jak nam powiedział obecny opiekun wyspy, ośrodek PSS Społem na wyspie był niegdyś gryfińskim "Las Vegas". Nie trudno w to uwierzyć.

Na największej sąsiadującej z Dzikiem - Wyspie Koźlej - znajdowały się niegdyś trzy ośrodki. I choć nie były one tak bogato zaprogramowane jak ośrodek PSS Społem to i po nich warto się pokręcić. Wyspa ma kilka przepięknych miejsc pozbawionych dużych drzew, które porastają większość obszarów. Szczególnie wrażenie robi wielka łąka na skraju której stoi kolorowa ruina budy, zwana Wesołym Domkiem.

Płyniemy dalej. Krajobraz naszego szlaku zmienia się jak w kalejdoskopie. Po wypłynięciu na głęboką wodę wbijamy się po raz kolejny w system trzcinowisk. Kiedy wyrasta przed nami wieża kościoła w Wełtyniu, zastanawiamy się nad dwoma wariantami drogi. Do kolejnego jeziora - Zamkowego - prowadzą dwa kanały. Wybieramy pierwszy z lewej, który wiedzie przez centrum miejscowości. W pewnym momencie musimy rezygnować z kajaków, nie daje się płynąć, kanał zanika. Przechodzimy kilkaset metrów. Ciągniemy kajaki poboczami wełtyńskich dróg i... budzimy sensację. Jakże to paradoksalne, że na terenie gdzie mamy tyle pięknych jezior, widok człowieka z kajakiem wydaje się być czymś kuriozalnym. Po drodze zaliczamy obowiązkowy punkt programu niemal każdej wycieczki po wioskach. Jest nim wizyta w lokalnym sklepie i rozmowa z miłośnikami mocnych trunków. Płyńcie na Hawaje - proponuje nam jeden z rozmówców.

Zaraz za Wełtyniem zaczyna się najtrudniejszy etap, a mianowicie przedzieranie się przez trzcinowy szuwar pokrywające jezioro Zamkowe. Od strony Wełtynia jest to niewielki fragment, natomiast żeby spłynąć do kolejnego jeziora - Prusino, trzeba przebijać się przez ponad 150 metrów, składając wiosła i miarowo podciągając się za łodygi. Nie mając specjalnych rękawiczek łatwo narazić się na drobne okaleczenia rąk.

W okolicach jeziora Zamkowego, Gierland i niedalekiego Zgniłego Grzyba odkryto największe skupiska osadnictwa wczesnego średniowiecza na ziemi gryfińskiej. To właśnie w tych miejscach, w okolicach urokliwych wełtyńskich jezior, pierwsi Słowianie czcili bóstwa uosabiające siły przyrody i otaczali szczególną troską gaje czy święte głazy. W XIII wieku w Wełtyniu nad jeziorem Zamkowym musiał roztaczać się przepiękny widok na miejscowy zamek. Pływając po okolicznych bagnach i kanałach nie trudno puścić wodza fantazji.

Na wiosnę krajobraz wokół jeziorek troszkę się zmienia. Jak już pisałem na początku, rozlewiska powodują, że niektóre akweny są większe. Bez dokładnej mapy, a właściwie bez ciągłego zaglądania do niej, można się troszkę pogubić i tak też się stało w naszym wypadku. Na północ od jeziorka Gierland nabraliśmy takiego rozpędu, że wylądowaliśmy troszkę dalej niż zamierzaliśmy. Wycieczkę skończyliśmy tuż przy samym Chlebowie przebijając się po drodze przez trzy niewielkie jeziorka połączone rozlewiskami.

Szlakiem gryfińskich jezior pokonaliśmy ok. 12 km. Zajęło nam to 11 godzin. Pozornie może wyglądać na długo. W praktyce ilość czarujących miejsc wymaga więcej czasu i przyglądania się jeszcze dokładniejszego. W finale naszej eskapady intensywnie świecące słońce sprawiło nam niespodziankę i rozpaliło trzcinowisko na złoty kolor. Jezioro płonęło w dniu, którego wielu z nas nigdy nie zapomni. Nasza wędrówka odbyła się bowiem 10 kwietnia 2010.

Archiwum

15. Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży Włóczykij14. Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży Włóczykij13. Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży Włóczykij12. Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży Włóczykij11. Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży Włóczykij10. Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży Włóczykij9. Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży Włóczykij8. Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży Włóczykij7. Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży Włóczykij6. Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży Włóczykij5. Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży Włóczykij4. Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży Włóczykij3. Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży Włóczykij2. Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży Włóczykij1. Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży Włóczykij

Kontakt

Spiritus Movens - Przemek Lewandowski - fluxoplazma@gmail.com
Biuro informacyjne festiwalu - Gryfiński Dom Kultury - tel.: 91 416 25 20

Dołącz do nas Włóczykij na FB

Projektowanie stron internetowych - kostek.net