- Pilotkowe wspomnienia z VI Gryfi艅skiego Festiwalu Miejsc i Podr贸偶y "W艂贸czykij"
Jedena艣cie kr贸tkich dni, kt贸re zatrz臋s艂y spowitymi szaro-brunatnym melan偶em przedwio艣nia posadami Gryfina, i wplot艂y we fronty budynk贸w, bure trawniki i skwery magiczn膮 ziele艅... Trwa艂y chwil臋, jak ziarna piasku przesypywane w klepsydrze mijaj膮cego czasu, jak pi臋kny sen pod powiekami.
Ostatni, zimowy wiatr zami贸t艂 ju偶 艣lady bytno艣ci W艂贸czykija, opustosza艂, pokry艂 si臋 patyn膮 zapomnienia ko艣ci贸艂ek w Czachowie, kt贸rego namalowanych niewprawn膮 r臋k膮 malarza-samouka fresk贸w nikt nie podziwia, Bielinek mimo zakl臋膰 mojego ulubionego so艂tysa Ry艣ka (cz艂owieka, kt贸ry ocali艂 Dolin臋 Mi艂o艣ci), wraz z popio艂em wygas艂ego ogniska powr贸ci艂 o tej porze roku do drzemki, z kt贸rej na kr贸tko wyrwa艂a go grupa w艂贸czykij贸w, poindustrialne, sypi膮ce si臋 budynki z historycznym rysem i inne zachodniopomorskie tajemnice ukryte na dawnych cmentarzach poro艣ni臋tych g膮szczem pierwszych przebi艣nieg贸w i krzakami dzikiej r贸偶y czekaj膮 a偶 dla szerszej publiczno艣ci odkryje je Micha艂 Rembas.
Dni mija艂y szybko, zegar ani na moment nie chcia艂 si臋 zatrzyma膰, odmierzaj膮c r贸wno i nieub艂aganie swoje d藕wi臋czne tik-tak, senne miasteczko na zachodnich rubie偶ach by艂o roz艣wietlone jak膮艣 rado艣ci膮, wok贸艂 pe艂no twarzy znajomych, nieznajomych, starych i m艂odych, jakby nagle z ukrycia wysz艂o i l艣ni艂o 偶ycie w Gryfi艅skim Domu Kultury. Ekscytuj膮ce spotkania z podr贸偶nikami, mapa b臋d膮ca pochodn膮 ich wewn臋trznego kosmosu, kt贸ry tu i 贸wdzie wyziera sponad zdj臋膰 i film贸w i wt艂acza w pewne klimatyczne ramy opowie艣膰, tworzy nastr贸j intymno艣ci, tak 偶e czujesz jakby艣 s艂ucha艂 kogo艣, kogo dobrze znasz, a jego przygody by艂y tymi, kt贸re ty mog艂e艣 prze偶y膰, gdzie艣 w innym czasie, obcej nieoswojonej przestrzeni. Utrzymane w zielonej tonacji, ogromne czapki z filcu i koszulki, baner z roz艂o偶ystym drzewem przed wej艣ciem do GDK-u, znak drogowy z sylwetk膮 W艂贸czykija. Nocny ekstremalny rajd na orientacj臋 przez rozmok艂e, grz膮skie pola, energetyczne koncerty do bladego 艣witu, huczny bal w hawajskim stylu i drinki po wypiciu, kt贸rych czeka艂o ju偶 tylko "Wniebowst膮pienie", podr贸偶nicze wystawy, filmy z poruszaj膮c膮 "Syberi膮 Monamour" S艂awy Rossa, podpisywane gdzie艣 na zapleczu, na kolanie przez ludzi reporta偶u ksi膮偶ki. Butelki piw 艣wiata, wina znad Renu i Palatynu, barszcz ukrai艅ski i przysmaki kuchni indyjskiej, przepyszne ciasta Pa艅 z Ko艂a Gospody艅 Wiejskich w Gardnie, "u Suszka" smak 艣ledzi w 艣mietanie, ziemniak贸w w mundurkach i twaro偶ku po prezentacji Jurka Arsoby o Australii z niepokoj膮c膮 muzyk膮 Aborygen贸w. T艂um ludzi p艂yn膮cy jak znoszona pr膮dem rzeka, wchodz膮cy, wychodz膮cy, mijaj膮cy, przenosz膮cy si臋 od GDK-u do namiotu, do klubu festiwalowego, z powrotem. I atmosfera, kt贸rej nie da si臋 z niczym por贸wna膰.
Festiwal Miejsc i Podr贸偶y "W艂贸czykij" jest pisany marzeniem, si臋gaj膮cym zarania ludzko艣ci, zrodzonym z t臋sknoty za wiatrem i piachem, unosz膮cym si臋 znad ska艂, szmerem niestrudzonego strumienia, porann膮 mg艂膮 zamazuj膮c膮 horyzont, pi臋knem g贸r o 艣wicie, przez kt贸re przemyka nie艣mia艂o pierwszy refleks 艣wiat艂a, malowanymi dr偶膮cym cieniem ruinami klasztor贸w i zamk贸w... Marzeniem, kt贸re jeden cz艂owiek, kt贸ry przyby艂 do nas z tajemniczego Drozdowa przy pomocy wielu innych urzeczywistni艂 w tej ma艂ej gryfi艅skiej krainie le偶膮cej gdzie艣 na prowincji w przepi臋knym s膮siedztwie Mi臋dzyodrza. O tym, by przekracza膰 granice, kontynenty, poznawa膰 obce zwyczaje i kultur臋, czu膰 powiew wolno艣ci na mokrej od potu koszulce i rado艣膰 na zm臋czonej twarzy. Wbi膰 mocny klin w utarte pasmo przyzwyczaje艅. Pakowa膰 podr贸偶ny plecak, nie艣膰 na plecach tobo艂ek z najpotrzebniejszymi rzeczami. W tym tobo艂ku materialny 艣wiat zredukowany do minimum, kt贸ry z naddatkiem rekompensuje otwarta, ci膮gn膮ca si臋 po horyzont przestrze艅 czy ekscytuj膮cy smak przygody. Najcudniej jest jednak wtedy, kiedy cz艂owiek pokonuje w艂asne s艂abo艣ci: chorob臋, l臋k, niepe艂nosprawno艣膰 cia艂a i staj膮 si臋 one niespodziewanie furtk膮 do prze偶ywanego pe艂niej i pi臋kniej 偶ycia.
艢wiat nie jest jednobiegunowy, wyznaczany przez mainstreamowy nurt. W艂贸czykij to werbalizuje, tutaj mo偶na spotka膰 ludzi offu, kt贸rzy dali si臋 ponie艣膰 pasji, wyostrzaj膮 zmys艂y i szukaj膮 oddechu z dala od zgie艂ku 艣wiata, nieraz w dziewiczej, nieska偶onej dot膮d obecno艣ci膮 cz艂owieka przestrzeni, nie daj膮 si臋 wt艂oczy膰 w lansowany przez media na r贸偶ne sposoby, udrapowany dla niepoznaki garnitur, bo maj膮 w艂asny spos贸b na 偶ycie. Zreszt膮, na dobr膮 spraw臋 ukazywany przez 艣rodki masowego przekazu 艣wiat, rz膮dz膮cy si臋 przewrotn膮 dynamik膮, s艂u偶y temu, by ci臋 przygn臋bi膰, wci膮gn膮膰 w nie twoje problemy, podchody polityk贸w, lokalne, niewa偶ne wojenki. W艂贸czykij jest inny, nie ucieka od problem贸w spi臋trzonych jak rw膮ca g贸rska rzeka w r贸偶nych zakamarkach 艣wiata, ale gdy wracasz do domu nie mo偶esz otrz膮sn膮膰 si臋 z zachwytu, czujesz jak rozpiera ci臋 energia i rado艣膰. W艂贸czykija powinni serwowa膰 codziennie w wiadomo艣ciach jako odtrutk臋 na trudn膮 codzienno艣膰.
Festiwal coraz cz臋艣ciej odwiedzaj膮 osobowo艣ci polskiej sceny reporta偶u, je艣li kto艣 k膮tem oka 艣ledzi, co si臋 w Polsce w publicystyce dzieje, doskonale zna nazwiska Hugo-Bader czy G贸recki. Niemo偶liwe staje si臋 mo偶liwe, tak wi臋c kiedy mo偶e za par臋 lat festiwal zaszczyci swoj膮 obecno艣ci膮 Mariusz Wilk, stroni膮cy od wywiad贸w, unikaj膮cy rozg艂osu, nie b臋d臋 zdumiona. Jeszcze par臋 lat temu by艂o to skromne spotkanie z podr贸偶nikami, przy garstce publiczno艣ci, dzi艣 trudno znale藕膰 wolne miejsce w wype艂nionej niemal po brzegi sali, je艣li nie zajmie si臋 go odpowiednio wcze艣nie.
Kiedy艣, przypadkowo, podczas podr贸偶y do osobliwego, hermetycznego schroniska w Pietraszonce, w Beskidzie 艢l膮skim w "Tr贸jce" us艂ysza艂am wstrz膮saj膮c膮 histori臋 Micha艂a Pauli, cz艂owieka, kt贸ry za przemyt narkotyk贸w zosta艂 do偶ywotnim wi臋藕niem tajskiego lochu, kt贸rego lokatorzy skuci 艂a艅cuchami, odarci z resztek cz艂owiecze艅stwa, upodleni koczuj膮 na pod艂ogach w nieludzkich warunkach, gdzie bogate 偶niwo zbieraj膮 艣mier膰 i choroby - "piek艂a na ziemi", z kt贸rego uda艂o mu si臋 wydosta膰. Trzy miesi膮ce p贸藕niej pojawi艂 si臋 na W艂贸czykiju w Gryfinie. Jednego dnia s艂yszysz o kim艣 niezwyk艂膮 histori臋 w radio czy tv, a potem masz okazj臋 pogada膰 z nim osobi艣cie gdzie艣 na prowincji kraju, kt贸r膮 kocha si臋 ca艂ym sercem.
Dla mnie i dla wielu innych, niezwyk艂ym, cho膰 staram si臋 unika膰 warto艣ciowania, wydarzeniem by艂o spotkanie z autorem 艣wietnych reporta偶y, m.in. "Bia艂ej gor膮czki", w艂贸cz臋g膮 po rosyjskich bezdro偶ach w towarzystwie "paputczik贸w" - Jackiem Hugo-Baderem. Opowie艣膰 trzeba umie膰 snu膰, czarowa膰 ni膮 s艂uchacza, Jacek Hugo-Bader robi to znakomicie, pozostawiaj膮c jednak ze wzgl臋du na ograniczenia czasowe spory niedosyt. Wystarczy jednak otworzy膰 ksi膮偶k臋, by pow臋drowa膰 艣ladami dalekiej P贸艂nocy... Wiedzia艂am, 偶e to b臋dzie wyj膮tkowe spotkanie na d艂ugo przed tym, nim autor przekroczy艂 pr贸g namiotu i wda艂 si臋 w nie pozbawiony zabawnych moment贸w dialog z publiczno艣ci膮. Od chwili kiedy przeczyta艂am "Dzienniki. Ko艂ymskie" cz臋sto my艣l臋 o Ko艂ymie, kt贸ra pokryta g臋sto ukrytym pod warstw膮 asfaltu trupem, tak bardzo sponiewierana histori膮, nie przestaje w jaki艣 ma艂o zrozumiany spos贸b fascynowa膰, poci膮ga膰, jak miejsca straszne, od kt贸rych nie mo偶na oderwa膰 wzroku. Ksi膮偶ka Jacka Hugo-Badera to wsp贸艂czesny, bez aspiracji do miana ca艂kowitego ogarni臋cia tematu "traumy ko艂ymskiej", ha艅bi膮cego epizodu w historii ludzko艣ci komentarz do "Opowiada艅 ko艂ymskich" War艂ama Sza艂amowa, spojrzenie zgo艂a odmienne, inspirowane ciekawo艣ci膮, ukazuj膮ce ca艂y absurd postaw rosyjskiego spo艂ecze艅stwa, kt贸re cierpi na swoisty rodzaj schizofrenii, nie dostrzegaj膮c niczego zdro偶nego w upami臋tnianiu rze藕nik贸w wielu milion贸w ludzkich istnie艅. Bardzo trudno jest o tym opowiedzie膰, unikaj膮c w przypadku tak ci臋偶kich temat贸w uczucia jakiego艣 za偶enowania, wstydu, wreszcie niepotrzebnego patosu, Hugo-Bader skupia si臋 na wsp贸艂czesno艣ci, ubiera swoj膮 opowie艣膰 w szaty zabawnej, ironicznej anegdoty s膮czonej przy kieliszku w贸dki, by znieczulaj膮c oddali膰 od czytelnika jej cierpki, k艂uj膮cy smak, kt贸ry jednak na d艂ugo wbija si臋 w pami臋膰.
Aleksander Doba. Tej postaci chyba nikomu nie trzeba przedstawia膰. Wspania艂y cz艂owiek. Ma w sobie co艣 niesamowitego, ten b艂ysk w oku, m艂odzie艅cz膮 energi臋, pe艂no pomys艂贸w w g艂owie, cz艂owiek z d艂ug膮 siw膮 brod膮, kt贸ry kajakiem przy wt贸rze rytmicznych uderze艅 o burt臋 pomarszczonej tafli wody samotnie op艂yn膮艂 Atlantyk. Kojarzy mi si臋 z bohaterem opowiadania Ernesta Hemingwaya "Stary cz艂owiek i morze". Santiago walczy艂 z wielk膮 ryb膮, marlinem, tak jak Pan Olek bi艂 si臋 z tropikalnymi burzami, kt贸re znosi艂y kajak z obranego kursu. Jego podr贸偶nicze anegdoty s膮 zabawne, pe艂ne dystansu i ciep艂a, a przecie偶 ta podr贸偶 to nie tylko okraszone mieszank膮 poczucia humoru i rezerwy, spotkania trzeciego stopnia z rekinami czy toaleta na zapleczu kajaka w towarzystwie nie daj膮cych si臋 odgoni膰 oceanicznych podgl膮daczy z wielkimi oczami, ale tak偶e trudno艣ci: uczucie bezsilno艣ci w zmaganiach z niekorzystnym pr膮dem, wielki wysi艂ek, d艂ugotrwale leczona "solna" wysypka, wreszcie, jak na ironi臋, dwukrotny napad w celach rabunkowych.
Spo艣r贸d wielu zaproszonych podr贸偶nik贸w, w niebycie niepami臋ci na pewno nie pogr膮偶y si臋 "posta膰 z krwi i ko艣ci" - Mieczys艂aw "Hajer" Bieniek. Emerytowany g贸rnik strza艂owy, kt贸ry w wypadku na kopalni straci艂 wzrok w jednym oku i zamkn臋艂y si臋 za nim jedne drzwi, ale otworzy艂o wiele nast臋pnych, gdy zach艂ysn膮艂 si臋 podr贸偶ami. Wyszed艂 z ciemno艣ci na powierzchni臋 i dostrzeg艂 barwy 艣wiata, fascynuj膮ce, zmienne. Z i艣cie ognistym temperamentem 艣l膮sk膮 gwar膮 tka艂 swoje przygody, tak 偶e skry sz艂y: o tym jak zwiedza艂 Indie nie pos艂uguj膮c si臋 偶adnym obcym j臋zykiem, koczuj膮c na dworcach, a偶 wzi臋艂a go pod swoje opieku艅cze skrzyd艂a jedna Polka, kt贸ra przechodz膮c dworcem dostrzeg艂a pogr膮偶onego w rozpaczy, u偶alaj膮cego si臋 nad sob膮 m臋偶czyzn臋, a na d藕wi臋k s艂贸w po polsku odrzek艂a, "w dodatku Polak". Nietuzinkowe miejsce w tych opowie艣ciach, niemal rol臋 talizmanu gra mundur g贸rniczy, kt贸ry niejednokrotnie ratowa艂 go z opresji. Jego barwna opowie艣膰 o podr贸偶y do Dalajlamy, niezamierzenie sta艂a w ra偶膮cym kontra艣cie ze spokojn膮 duchowo艣ci膮 Tybetu, kt贸ra by艂a celem podr贸偶y.
Piotr Pustelnik sun膮cy przez bia艂e odm臋ty korony Himalaj贸w, zdobywca czternastu o艣miotysi臋cznik贸w 偶artobliwie, a czasem z ironi膮 snu艂 sw贸j d艂ugi sen z podr贸偶y zwanej 偶yciem, reminiscencje z dwudziestu lat wspinania si臋 albo jak twierdz膮 jego synowie chodzenia po g贸rach, od czas贸w m艂odo艣ci do obecnych. Pi臋kno g贸r i niesamowite uczucie zdobycia szczytu, tak nim zaw艂adn臋艂y, okaza艂y si臋 tak kusz膮c膮 perspektyw膮, 偶e ucierpia艂o na tym, na szcz臋艣cie tylko troszk臋 jego 偶ycie rodzinne.
I na koniec skromna, ogl膮dana w klubie festiwalowym zaledwie przez garstk臋 os贸b, a wizualnie i od 艣rodka pi臋kna pere艂ka, kt贸r膮 przypadkowo odkry艂am w bogatym repertuarze W艂贸czykija, opowie艣膰 Zbigniewa Borysa "Burkina Faso - tak, jak w kinie..." By艂a w niej jaka艣 poezja, mo偶e nawet nie zamierzona i satynowa czu艂o艣膰, cho膰 nie mia艂a w sobie nic sentymentalnego i nie pojawi艂 si臋 偶aden mi艂osny w膮tek. Takie by艂o w艂a艣nie spojrzenie Zbigniewa Borysa na Afryk臋. Czy mi艂o艣膰 do okolicy, do pi臋dzi czerwonej ziemi da si臋 jako艣 przekaza膰 innym, czy jest czym艣 innym ni偶 romantyczne spotkanie z ukochan膮, okazuje si臋, 偶e nie, tak samo mo偶na kocha膰 ziemi臋, po kt贸rej si臋 st膮pa艂o, wodospad, kt贸ry przynosi艂 ukojenie zm臋czonemu upa艂ami cia艂u, ma艂e, afryka艅skie chatki z zaciekawionymi obcym przybyszem dzie膰mi, napotkane gdzie艣 na afryka艅skich bezdro偶ach, tak mo偶na wielbi膰 muzyk臋 Czarnego L膮du, kt贸ra przewija艂a si臋 cz臋sto przez zajawki z podr贸偶y.
Nawet najpi臋kniejszy festiwal kiedy艣 si臋 sko艅czy, ten z 2012r. odszed艂 ju偶 do przesz艂o艣ci. Po艂膮czy艂 sob膮 jak niewidzialn膮, subteln膮 nici膮 ludzi, kt贸rzy przez jedena艣cie wspania艂ych dni spotykali si臋, bawili, cieszyli, ta艅czyli, 艣miali, spierali, kto艣 przystan膮艂 pe艂en zadumy, komu艣 zakr臋ci艂a si臋 w oku 艂ezka wzruszenia, byli totalnie zm臋czeni, ale ten zastrzyk energii zostanie z nimi do nast臋pnego roku, kiedy to wszystkie kr臋te i wyboiste drogi, ale i wydeptane szlaki poprowadz膮 znowu do mi臋dzyodrza艅skiej republiki, pa艅stwa zawieszonego gdzie艣 pomi臋dzy niebem a ziemi膮.
Tekst: Pilotka
» powrót «na W丑czykiju 2012